„Naucz się nudzić”. O cyfrowym przesyceniu i higienie informacyjnej – rozmowa z Wojtkiem Kardysiem

„Naucz się nudzić”. O cyfrowym przesyceniu i higienie informacyjnej – rozmowa z Wojtkiem Kardysiem

Internet nie tylko zmienił nasz styl życia – on przejął naszą uwagę, emocje i tożsamość. Wojtek Kardyś, ekspert od komunikacji cyfrowej i autor książki „Homo Digitalis. Jak internet pożera nasze życie?”, w rozmowie z WellBeStudio.pl mówi: dziś największym luksusem nie jest dostęp do informacji, tylko umiejętność bycia offline. Jak odzyskać kontrolę nad własną uwagą? Czy twórcy cyfrowi mogą żyć w zgodzie ze sobą? I dlaczego nuda może być najcenniejszą praktyką wellbeingową?

W swojej książce „Homo Digitalis. Jak internet pożera nasze życie?” opisujesz mechanizmy cyfrowego pochłaniania – co według Ciebie jest dziś największym zagrożeniem dla naszej psychiki?

Największym zagrożeniem nie jest już to, że jesteśmy online. Największym zagrożeniem jest to, że nie potrafimy już być offline. W książce nazywam to cyfrowym pochłanianiem”, bo internet nie tylko zabiera nasz czas, ale też przejmuje nasze emocje, uwagę, tożsamość.

Jesteśmy ciągle w trybie reagowania – a to na powiadomienia, a to na lajki, wiadomości, dramy, clickbaity. I to nie jest przypadek, to efekt pracy całych armii inżynierów, psychologów i ekspertów, którzy opracowali te algorytmy w jednym celu: żebyśmy nie przestali scrollować; żebyśmy byli cały czas online.

Gdybym miał natomiast wskazać jedno ultra niebezpieczne zjawisko, powiedziałbym: utrata krytycznego myślenia. W „Homo Digitalis” pokazuję, że social media nie są już tylko narzędziem – one stały się naszym filtrem percepcji. Zaczęliśmy widzieć świat nie takim, jaki jest, tylko takim, jakim pokazuje go algorytm. To nie jest już kwestia uzależnienia od ekranów. To jest utrata orientacji w tym, co prawdziwe.

Największym zagrożeniem nie jest już to, że jesteśmy online. Największym zagrożeniem jest to, że nie potrafimy już być offline.

Ufamy Tik Tokowi bardziej, niż lekarzowi. Wiemy, co myśli nasza ulubiona influencerka, ale nie wiemy, co się dzieje za ścianą. Przewijamy świat, który został dla nas stworzony przez algorytmy – często znające nas lepiej, niż my sami.

To jest niebezpieczne, bo jeśli oddaliśmy social mediom prawo do tego, żeby mówiły nam, co myśleć, co czuć, co kupować… po co nam w takim razie samodzielność czy wolna wola?

W branży, która wymaga ciągłej obecności online, jak świadomie ustawić granice, by zachować równowagę między byciem dostępnym a regeneracją mentalną?

To największy paradoks mojego życia zawodowego: uczę o social mediach, pracuję w nich codziennie i jednocześnie piszę książkę o tym, jak to wszystko nas pożera. Ale właśnie dlatego musiałem nauczyć się granic. Bo jeśli ich nie postawimy sami, to internet ich za nas nie postawi.

Nie chodzi o wielką filozofię detoksów cyfrowych. Chodzi o proste zasady.
U mnie to m.in.:

  • tryb samolotowy po 22:00,
  • brak powiadomień z aplikacji,
  • weekendy offline, przynajmniej kilka godzin dziennie,
  • i najważniejsze: świadome wracanie do rzeczywistości: spacer, książka papierowa, rozmowa bez ekranu.

Musiałem nauczyć się granic. Bo jeśli ich nie postawimy sami, to internet ich za nas nie postawi. Nie chodzi o wielką filozofię detoksów cyfrowych. Chodzi o proste zasady.

Branża cyfrowa wcale nie wymaga bycia non stop online. Wymaga mądrego zarządzania swoją obecnością. To jak z jedzeniem: możesz być szefem kuchni, ale nie musisz przecież żyć na fast foodzie. Staram się coraz częściej wyjeżdżać w miejsca, gdzie nie ma Wi-Fi i najważniejsze: uczę się nudzić. Nie muszę scrollować w każdej wolnej chwili. Nudzenie się jest dziś formą luksusu, bo zostawia przestrzeń na myślenie.

Jakie są Twoje sprawdzone strategie na ograniczenie impulsu do „sprawdzania” wiadomości i social mediów?

Zero powiadomień. Żadnych dźwięków, wibracji, czerwonych kropek. Cisza. No-zone phone.Telefon zostaje w innym pokoju, gdy pracuję lub odpoczywam. Limit aplikacji – nie po to, żeby mnie zablokować, ale żebym musiał podjąć decyzję, że chcę zignorować limit. Ta pauza wystarcza, żeby odzyskać kontrolę. Plus stare dobre analogowe rozpraszacze: książka, kartka, spacer, rozmowa.

W książce poruszasz temat komunikacji – jak w dobie komunikacji pisanej zachować jej jakość i autentyczność, bez zatracania intencji?

Dziś większość naszej komunikacji to tekst: wiadomości, komentarze, emoji, stories z podpisem. Problem w tym, że język pisany w sieci często nie niesie emocji, tonu, niuansów. I tu właśnie rodzi się nieporozumienie: coś miało być żartem, a brzmi jak atak. Coś miało być wsparciem, a wygląda na suchy komunikat. Jak zachować autentyczność?

Dziś większość naszej komunikacji to tekst: wiadomości, komentarze, emoji, stories z podpisem. Problem w tym, że język pisany w sieci często nie niesie emocji, tonu, niuansów.

Po pierwsze: pisać tak, jak się mówi. Nie trzeba być mistrzem słowa, wystarczy być sobą. Po drugie: dbać o kontekst. Nie wszystko da się powiedzieć jednym zdaniem. Po trzecie: czasem lepiej zadzwonić albo się spotkać, niż prowadzić tygodniową rozmowę przez DM-y, które kończą się frustracją po obu stronach. W książce piszę o tym, że algorytmy podpowiadają nam słowa, ale nie intencje. I to jest klucz: pamiętajmy, że z drugiej strony jest człowiek, nie tylko ekran.

Wspominasz o tym, że w obecnym cyfrowym świecie istnieje duża presja natychmiastowych reakcji – jak budować zdrową relację z dostępnością i odpowiadaniem, będąc zarówno twórcą, jak i konsumentem, a przede wszystkim – człowiekiem?

To jest właśnie największy paradoks naszych czasów: jesteśmy dostępni 24/7, ale emocjonalnie coraz bardziej nieobecni. Dla mnie kluczowe było uświadomienie sobie jednej rzeczy: odpowiadanie to nie jest obowiązek, to decyzja. Nie jestem centrum dowodzenia internetu. Mam prawo nie odpisać od razu, zobaczyć wiadomość i wrócić do niej później, powiedzieć „teraz nie mam przestrzeni, odpowiem jutro” i przede wszystkim być niedostępnym bez poczucia winy.

To jest właśnie największy paradoks naszych czasów: jesteśmy dostępni 24/7, ale emocjonalnie coraz bardziej nieobecni.

Jako twórca i konsument jestem w tym systemie zanurzony. Ale jako człowiek staram się być nad nim. To nie jest łatwe, ale możliwe jeśli zaczniemy traktować swoją uwagę i czas jak coś naprawdę cennego.

Często cytujesz badania, analizy trendów – czym kierować się mediując między wiedzą naukową a realną praktyką wellbeingową?

Moja metoda? Czytam raporty, analizuję dane, śledzę trendy (Digital Report, raporty NASK, dane WHO, badania o wpływie AI, itd.). Potem zawsze zadaję pytanie: co z tego wynika dla mnie, dla ucznia, dla rodzica, dla człowieka po drugiej stronie ekranu? Bo między „średnio spędzamy 6 godzin dziennie online” a „jestem zmęczony życiem w telefonie” jest różnica. I to właśnie w tej luce powstał Homo Digitalis.

Czy obserwujesz różnice pokoleniowe w podejściu do cyfrowej obecności?

Tak, bardzo wyraźne. Młodsze pokolenia (Gen Z i Gen Alpha) nie mają już potrzeby „wchodzenia do internetu”. Oni po prostu tam są. To dla nich naturalne środowisko życia, relacji, ekspresji. I nie chodzi tylko o obecność, ale o sposób bycia obecnym: szybki, wizualny, emocjonalny, chwilowy.

Millenialsi z kolei często próbują złapać balans wiedzą, że telefon ich męczy, ale jednocześnie potrzebują go do pracy, kontaktów, bycia „na czasie”. Są zawieszeni między światem offline, który jeszcze pamiętają, a online, który ich wciągnął.

Boomersi? Oni często czują presję nadążania, ale nie zawsze rozumieją mechanizmy. Często są bardziej podatni na fake newsy czy manipulacje, ale z drugiej strony potrafią się też szybciej odciąć. Bo dla nich telefon to wciąż tylko narzędzie, nie przedłużenie tożsamości.

Różnice pokoleniowe w podejściu do cyfrowej obecności są ogromne, ale ostatecznie to nie wiek decyduje, tylko świadomość.

Różnice są ogromne, ale ostatecznie to nie wiek decyduje, tylko świadomość. Znam 60-latków, którzy mają zdrowe nawyki cyfrowe i 16-latków, którzy już dziś potrzebują cyfrowej terapii. I odwrotnie. Dlatego pisałem Homo Digitalis – nie tylko dla młodych. Pisałem dla każdego, kto czuje, że Internet zaczął go przerastać.

Jakie miejsce w Twoim życiu zajmuje właśnie nuda – świadome bycie offline bez bodźców?

Nuda w moim życiu to nie brak treści. To przestrzeń, w której te treści mają szansę ułożyć się w coś sensownego. Codziennie próbuję chociaż przez chwilę niczego nie robić. Nie jako technikę produktywności. Ale jako przypomnienie, że nie jestem tylko konsumentem treści. Jestem też ich twórcą.

Nuda w moim życiu to nie brak treści. To przestrzeń, w której te treści mają szansę ułożyć się w coś sensownego.

Czy według Ciebie przyszłość digitalu to bardziej automatyzacja i AI, czy raczej powrót do analogowego kontaktu?

Myślę, że przyszłość digitalu to nie wybór między AI a człowiekiem. To walka o to, czy jeszcze pamiętamy, kim jesteśmy w świecie, który może zrobić wszystko za nas. Z jednej strony: automatyzacja, sztuczna inteligencja, cyfrowi asystenci – to już się dzieje.

AI pisze za nas maile, redaguje teksty, tworzy obrazy, odpowiada na pytania szybciej niż my zdążymy je zadać. I to będzie się rozwijać. Nie da się tego zatrzymać. Jednak im więcej tej automatyzacji, tym większy głód tego, co autentyczne. Ludzie zaczynają tęsknić za rozmową bez pośpiechu, papierową książką, notatnikiem, listem pisanym ręcznie.

Myślę, że przyszłość digitalu to nie wybór między AI a człowiekiem. Wierzę, że to świadome balansowanie: technologia jako narzędzie, człowiek jako sens.

Wierzę, że przyszłość to świadome balansowanie: technologia jako narzędzie, człowiek jako sens. Nie wrócimy już do analogowego świata sprzed smartfonów, ale możemy nauczyć się używać social mediów z intencją, nie kompulsywnie. Bo w życiu nie chodzi o to, by żyć bez technologii tylko o to, by nie dać się jej zjeść.

Powiązane artykuły




Zostaw komentarz




Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Najnowsze video




Polecane